niedziela, 6 marca 2011

Orzeszki i garść nowinek

Siedzę sobie właśnie w restauracji mojego byłego szefa, popijam zimną wodę, zajadam frytki i naciągam go na internet. Od 28go lutego jestem na swoim.

Rozstanie z Simba było... przyjemne. Wypowiedzenie zostało przyjęte bez rozdmuchiwania tego co było jego bezpośrednią przyczyną. Pożegnaliśmy się w przyjaznej atmosferze. Miła rozmowa, uścisk dłoni oraz zapewnienie o tym, że w obozie mogę zostać tak długo jak będę potrzebował plus kilka innych obiecanek. Jak to z obiecankami bywa okazały się bzdurami i pustymi słowami. Tak jak i wcześnie, również tym razem wszystko zostało odwołane...

Zaraz po wybraniu nazwy fundacji złożyliśmy papiery w KRS'ie i rozpoczęliśmy proces rejestracyjny, który trwa do dzisiaj. Procedury sądowe nie powinny zająć więcej niż 4 tygodnie, więc pozostaje czekać.

Tam gdzie szukałem Waszej pomocy, dostałem więcej wsparcia niż się spodziewałem za co serdecznie dziękuję. Strona Snowflake'a jest nadal w budowie, więc dzisiaj chciałbym zaprezentować Wam oficjalną wersję loga fundacji. Po kilku wymianach maili i paru rozmowach, stworzyliśmy wspólnie z Olą takie oto logo.

Jeśli chodzi o działania fundacji to brak rejestracji trochę mnie stopuje, ale nie na tyle żebym nie mógł posuwać spraw na przód. Jest tego na tyle dużo, że ciężko jest mi się zebrać do sklecenia wpisu. Chciałbym napisać trochę więcej o moich fundacyjnych planach, ale zrobię z tego osobny wpis jak znajdę czas. Nie będzie to łatwe ponieważ wymyśliłem, a raczej zdecydowałem jak zadbać o swój byt w Sudanie Południowym co skraca dość mocno moje dni.

Po głowie chodziło mi kilka pomysłów na to skąd wziąć środki na codzienne potrzeby i ostatecznie postawiłem na własną działalność. Powód był prosty. Jest to jedyny sposób na zapewnienie sobie swobody w działaniu, który jednocześnie pozwoli mi na prowadzenie fundacji. Oczywiście wiem, że nakładam sobie na talerze coraz więcej i może zacząć się z niego przesypywać. Co więcej, własnego biznesu nie da się prowadzić na pół gwizdka. Trzeba będzie najzwyczajniej w świecie zasuwać... Dla chcącego, nic trudnego. Szczegółami podzielę się przy następnej okazji.
Wracając do mojej przeprowadzki... Jutro minie tydzień od czasu jak zmieniłem lokum. Mieszkam w dzielnicy Tong Ping. Nazwa wzięła się od plantacji orzeszków ziemnych, która była tu przed rozbudową Dżuby. Mam niewielki pokoik w parterowym domku przypominającym drewniany bungalow. Wewnątrz ogrodzonego grubym murem terenu stoi 5 takich budynków i 3 niewielkie, murowane domki z pokojami z własną łazienką o ciut wyższym standardzie. Wszystko wybudowane według afrykańskich standardów, więc drewniane chatki są postawione na wylewce, która ma taki sam spadek jak teren na którym została zrobiona, a pokoje wydzielone są ściankami ze sklejki przez co słychać każde kichnięcie sąsiada. Wszystko to rekompensują mi kafelki.

Większość osób mieszkających na terenie obozu to pracownicy ONZ'u; policjanci, kierowcy, strażnicy, ale jest też kilka osób z poza ONZ'u. Towarzystwo jest międzynarodowe od Nigerii po Kenię. W większości są to ciemnoskórzy, ale jest też dwóch białych. Duńczyk, który wprowadził się tego dnia co ja i pierwsze co zrobił to zawiesił na bungalowie antenę satelitarną i wymienił mi wszystkie kanały jakie będzie oglądał w swoim pokoiku-saunie. Drugim jest Nikolaj, Ukraiński policjant który ma zupełnie różny światopogląd od mojego, ale wczoraj znaleźliśmy wspólny język przy kieliszku.

Pierwsza noc w nowym miejscu była dla mnie najgorszą w Dżubie. Nie pospałem ponieważ nie miałem wentylatora, który choć trochę ruszyłby gorące, zastane powietrze pokoju. Nie miałem również moskitiery, która powstrzymałaby komary od kąsania. Jedną ręką przecierając czoło, drugą drapiąc miejsca po ukąszeniach przewracałem się z boku na bok i jakoś dotrwałem do rana. Złe dobrego początki...

1 komentarz:

  1. Bracie!
    Patrze na zdjęcia domków i zaraz przypominają mi się wczasy, takie z początku lat 90, finansowane z funduszów zakładowych. Bywaliśmy na takich nad Czochą. A zamiast komarów były osy.
    Kwatery generalnie yyyy... schludne:) We Wrocławiu na takim metrażu upychają spokojnie 3 studentów, no a na lokalne warunki to już są pewnie takie solidne cztery gwiazdy. No i łóżko takie całkiem całkiem! Nie rozumiem tylko jak działa ta fachowo zawieszona moskitiera, ale chyba przednia część jest po prostu zarzucona i do spania się ją opuszcza.
    Fajnie, że wszystko idzie w dobrym kierunku, na pewno będzie tak szło dalej i za to trzymam kciuki!
    Czekam na newsy odnośnie horyzontów biznesowych bo wiem, że już jakieś zalążki są i na czas organizowania w PL wszystkich formalności związanych z fundacją pewnie masz trochę więcej czasu zająć się tą kwestią.

    Od początku Twojego eksodusu zastanawiam się czy nie piłeś bardziej z tego drugiego cyca!:)

    OdpowiedzUsuń